Trudny czas w życiu Kayah i powrót do muzyki
Ostatni rok był dla Kayah wyjątkowo wymagający. W lutym pożegnała ojca, a we wrześniu — matkę. Artystka otwarcie mówi o żałobie, którą przeżywa, jednak podkreśla, że to właśnie muzyka i koncertowanie pozwalają jej stanąć na nogi. W tym czasie wraca także do swoich zawodowych korzeni — ponownie wydaje reedycję przełomowego albumu “Kamień”, który 30 lat temu otworzył jej drogę na polską scenę.
W rozmowie z tygodnikiem Polityka Kayah przypomina, jak trudne były początki jej kariery. Podpisana wówczas umowa z jedną z wytwórni muzycznych była, jak sama mówi, „ubezwłasnowolniająca”. Dopiero po wielu staraniach, zwątpieniu i pracy za granicą jako modelka, artystka odzyskała kontrolę nad własną twórczością. Przełomem okazała się współpraca z Markiem Kościkiewiczem i wydanie albumu “Kamień”.
Sukces i rozstanie: historia albumu „Kayah & Bregović”
Rok 1999 przyniósł jeden z największych fenomenów w polskiej fonografii — album “Kayah & Bregović”, łączący polskie brzmienia z bałkańską tradycją. Płyta sprzedała się w setkach tysięcy egzemplarzy, a utwory takie jak “Prawy do lewego” czy “Śpij kochanie, śpij” do dziś pozostają w kanonie polskiej muzyki rozrywkowej.
Jednak relacja między artystami nie była łatwa — Kayah nie ukrywała, że czuła się finansowo niedoceniona, a drogi muzyków rozeszły się na lata. Dopiero po długim czasie udało się wznowić współpracę, co ucieszyło fanów.
Wizerunek Bregovicia stał się jednak tematem gorących dyskusji po jego koncertach na terytoriach zajętych przez Rosję oraz po publicznych wypowiedziach, które część komentatorów odczytywała jako przychylność wobec polityki Władimira Putina.
W Polsce — zwłaszcza po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie — wiele gwiazd i organizatorów odcięło się od artystów niejasno określających swoje stanowisko wobec agresji. W tym kontekście powrót koncertów Kayah & Bregović był szeroko komentowany.
Kayah o odpowiedzialności i granicach współpracy
W rozmowie z Polityką piosenkarka podkreśla, że nie czuje się odpowiedzialna za polityczne poglądy swojego scenicznego partnera:
Po pierwsze, jesteśmy osobnymi organizmami i nie mogę odpowiadać za czyjeś poglądy. My o tym nie rozmawiamy.
Kayah dodaje także, że muzyka jest dla Bregovicia przede wszystkim biznesem, a nie manifestem:
Jemu jest wszystko jedno, gdzie gra, bo muzykę traktuje jak biznes. Ale to nie znaczy, że opowiada się za zbrodniami i zbrodniarzami.
Artystka zaznacza również, że podczas koncertów ich zespół wyraża jasny sprzeciw wobec wojny:
Zapowiadałam, że wszyscy, jak tu stoimy, jesteśmy przeciwko wojnie.
Reakcje publiczności: podziały są widoczne
Choć wielu fanów rozumie argument artystki o oddzielaniu twórczości od poglądów, w mediach społecznościowych nie brakuje krytycznych komentarzy: “To nie jest czas na neutralność”, “Współpraca jednak niesie odpowiedzialność”, “Muzyka to też przekaz, nie tylko biznes”. Inni bronią Kayah, przypominając jej wieloletnie wsparcie dla artystów i uchodźców z Ukrainy.
Sprawa wywołuje szerszą dyskusję — czy artyści powinni być rozliczani z działań swoich współpracowników? Czy można oddzielić sztukę od polityki? I czy muzyka “bez deklaracji” jest w tych czasach w ogóle możliwa?
Zobacz też:
- Doda wbija szpilę Agnieszce Kaczorowskiej. “To błąd, który bardzo boli”
- Kolejka jak za PRL! Tłumy na stacji Skolima. Nikt nie spodziewał się TEGO (WIDEO)
- Od bólu nie mogła tańczyć, a na wakacjach pędzi jak strzała. Wokół Mai Bohosiewicz zawrzało