Justyna Steczkowska od miesięcy znajduje się w centrum zainteresowania, zarówno medialnego, jak i muzycznego. Choć jej pozycja w polskiej branży jest niepodważalna, udział w Eurowizji 2025 przyniósł zupełnie nowy rozdział. Artystka wróciła na eurowizyjną scenę po trzydziestu latach przerwy, co samo w sobie było wydarzeniem bez precedensu.
Występ w Bazylei stał się jednym z najczęściej komentowanych momentów konkursu. Steczkowska zaprezentowała utwór “Gaja”, który wyróżniał się formą, choreografią i wizualnym rozmachem. Choć jury konkursu nie przyznało Polsce wysokich not, reakcja widzów była zdecydowanie inna. To właśnie głosy publiczności pozwoliły artystce zająć 14. miejsce w finale.
Co ważne, występ Steczkowskiej był szeroko komentowany również poza granicami kraju. W sieci pojawiały się nagrania, analizy i reakcje zagranicznych fanów konkursu. W efekcie artystka wróciła do Polski z poczuciem, że jej praca została dostrzeżona, choć niekoniecznie przez oficjalne gremia.
Eurowizja 2025 jako osobiste i zawodowe wyzwanie
W niedzielnym wydaniu programu “Pytanie na śniadanie” Justyna Steczkowska postanowiła wrócić do tych doświadczeń. Choć rozmowa dotyczyła planów na przyszłość, szybko zeszła na emocjonalny grunt. Artystka przyznała, że rok 2025, mimo sukcesów, był dla niej wyjątkowo wymagający.
Z jednej strony pojawiły się nowe propozycje, koncerty i zainteresowanie zagranicy. Z drugiej strony Eurowizja okazała się ogromnym obciążeniem psychicznym i organizacyjnym. Steczkowska podkreśliła, że przygotowania do konkursu wymagały stuprocentowego zaangażowania.
“Żeby unieść to wszystko, co się działo przed Eurowizją, po i w trakcie, to trzeba było zaangażować siebie w 100 proc.” – wyznała.
Dodała również, że największym wyzwaniem nie było samo wykonanie, ale proces twórczy. Właśnie on pochłaniał najwięcej energii i czasu.
Artystka zaznaczyła, że najpierw trzeba wszystko wymyślić, a dopiero potem realizować. Ten etap, jak przyznała, ciągnął się tygodniami. Dopiero później możliwe było delegowanie zadań i praca zespołowa. W rezultacie skala wysiłku była znacznie większa, niż mogło się wydawać z zewnątrz.
Powrót do Polski i zaskakująca reakcja fanów
Jednym z najbardziej poruszających momentów rozmowy była relacja z powrotu do kraju. Justyna Steczkowska przyznała, że obawiała się reakcji publiczności. Wyniki jury sprawiły, że spodziewała się raczej chłodnego przyjęcia. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
“Bałam się powrotu z tego względu, że pomyślałam, iż jednak z punktu widzenia oceny jury po prostu przegrałam i muszę się z tym pogodzić” – mówiła. Jednak to, co zobaczyła na lotnisku, całkowicie zmieniło jej perspektywę.
Artystka została przywitana przez fanów z ogromnym entuzjazmem. Pojawiły się transparenty, okrzyki i spontaniczne reakcje. Steczkowska określiła ten moment mianem “gajomanii”, nawiązując do tytułu eurowizyjnego utworu.
To właśnie wtedy, jak przyznała, zaczęła zadawać sobie trudne pytania. “Dlaczego ja nie jestem z siebie dumna, dlaczego ciągle się biję po głowie, skoro tyle lat pracuję” – mówiła. Ten moment stał się dla niej ważną lekcją, zarówno artystyczną, jak i osobistą.
Łzy w studiu i słowa, które wszystko zmieniły
Najbardziej emocjonalny fragment rozmowy nastąpił, gdy prowadzący Grzegorz Dobek przytoczył słowa syna artystki, Leona. To właśnie one sprawiły, że Justyna Steczkowska nie była w stanie ukryć wzruszenia.
“Mamo jesteś tak wielka, jak twoje marzenia, a swoje właśnie spełniłaś” – usłyszała na antenie. W tym momencie głos artystki się załamał, a w oczach pojawiły się łzy.
“Teraz to mi się płakać chce… No i super, po to jest rodzina” – odpowiedziała krótko. Ten fragment rozmowy natychmiast obiegł media i stał się jednym z najczęściej cytowanych momentów wywiadu.
Dla wielu widzów była to zupełnie inna twarz Steczkowskiej. Zamiast scenicznej diwy, zobaczyli kobietę zmęczoną, wzruszoną, ale również dumną z drogi, którą przeszła. To właśnie ta autentyczność przyciągnęła uwagę odbiorców.
Czy Justyna Steczkowska wróci jeszcze na Eurowizję?
Choć konkurs z 2025 roku był dla niej ogromnym wyzwaniem, Justyna Steczkowska nie zamyka sobie drzwi na przyszłość. Artystka przyznała, że rozmowy o ewentualnym powrocie już się pojawiły, choć mają raczej żartobliwy charakter.
“Umówiliśmy się z naszą taneczną grupą, że np. w wieku lat 60 lub 65, albo 70, o ile świat będzie tak wyglądał i Eurowizja będzie miała znaczenie i naprawi swoje błędy, to po prostu myślę, że byłoby to wyzwanie” – powiedziała. Dodała również, że wszystko zależy od przyszłości konkursu.
Słowa te wywołały natychmiastowe reakcje fanów. Część z nich deklaruje, że chętnie zobaczyłaby Steczkowską ponownie na eurowizyjnej scenie. Inni uważają, że jej udział w 2025 roku był symbolicznym domknięciem pewnego etapu.
Jedno jest pewne – Eurowizja 2025 pozostawiła w życiu Justyny Steczkowskiej trwały ślad. Zarówno zawodowo, jak i emocjonalnie, był to czas intensywny, wymagający i pełen sprzecznych uczuć. Artystka wróciła bogatsza o doświadczenia, które, jak sama przyznała, wiele ją nauczyły.
Zobacz też: