To, czego w światowym, ekstremalnym metalu dokonali Vader, Behemoth i Decapitated, na scenie rocka progresywnego dokonał warszawski Riverside.
I już wiemy, że dokonania swoje na pewno powiększy, choć po zaskakującej, przedwczesnej śmierci gitarzysty Piotra Grudzińskiego w 2016 roku, tej pewności jeszcze mieć nie było można.
Dwa wyprzedane koncerty w lutym 2017 roku w stołecznej Progresji przy entuzjastycznej reakcji fanów pokazały wyraźnie, że Riverside jest światu potrzebny. Tak, światu, bo pozycja stołecznej kapeli na świecie jest od lat wysoka i niepodważalna. Przez kilkanaście lat istnienia zespół wyrobił sobie doskonałą markę.
Doceniony został nie tylko za świetny warsztat, ciekawe kompozycje, podejście do fanów, lecz również, a może przede wszystkim, za to, jak interesująco wzbogacał swoją muzykę, nie zapominając jednak o korzeniach.
Płyty “Rapid Eye Movement”, “Shrine Of New Generation Slaves” oraz pochodząca z 2015 roku “Love, Fear And The Time Machine” zajmowały drugie miejsca na liście OLIS, zaś album “Anno Domini High Definition” wspiął się na jej szczyt. Pokrył się też złotem, podobnie jak “Shrine Of New Generation Slaves”.
Nie ma już w zespole “Grudnia”, ale z Mariuszem Dudą, Michałem Łapajem i Piotrem Kozieradzkim na koncertach będzie grał Marcin Meller z Quidam. Z nim będą pisane kolejne rozdziały historii tego wspaniałego zespołu.
Malutka Islandia ma walecznych piłkarzy, cudowne krajobrazy, powsadzała odpowiedzialnych bankierów do więzienia, wyszła z kryzysu. Zalegalizowała też bluźnierstwo. Ma ponadto wyspa wielką Björk i wspaniałą scenę metalową. Jednym z jej jaśniejszych punktów jest powstały w 1995 roku zespół Solstafir. Ich nazwiska zapamiętać trudno, jeszcze trudniej zapisać, ale muzyki, jaką tworzy Solstafir, prędko się nie zapomni.
Kapela z Reykjaviku zaczynała od ostrego black metalu z wikińskim sznytem, by z czasem dodać swojej muzyce przestrzeni i melancholii rodem z post metalu. Wszystko okraszając tym magicznym czymś, co mają islandzkie kapele. O Solstafir zrobiło się głośniej dzięki albumowi “Svantir Sandar” z 2011 roku, a cały świat padł na kolana trzy lata później, gdy ukazał się album “Otta”, zbierający pochwały w metalowej prasie od Kalifornii po Władywostok. Promując ten materiał, Islandczycy dali kilka świetnych koncertów w Polsce.
Teraz powrócą do nas na wyjątkową imprezę i z wyjątkowym albumem, “Berdreyminn”, na którym są inspiracje oldschoolowym rockiem i hard rockiem w stylu Thin Lizzy. Tak, jeśli myśleliście, że wiecie o nich wszystko i jesteście w stanie za nimi nadążyć, myliliście się. Jedno pozostaje bez zmian (choć zmienił się nieco skład kapeli) – islandzka ekipa genialnie wypada na żywo i zobaczyć ją w akcji po prostu trzeba.
Matteo Bassoli (Blindead) jest najbardziej rozpoznawalnym muzykiem ze składu stołecznej formacji Lion Shepherd, ale nie jedynym. Gra w niej bowiem także Kamil Haidar oraz Mateusz Owczarek, którzy kilka lat temu pod szyldem Maqama nagrali wspaniały album, na którym wpływy mocnego rocka przemieszali z muzyczną estetyką świata bliskowschodniego.
Styl powstałego w roku 2014 Lion Shepherd także cechują wpływy muzyki etnicznej, które wkomponowane są w estetykę rocka progresywnego i dźwięki psychodeliczne. Na koncie kapeli jest występ na Impact Festivalu w 2015 roku oraz wydana w tym samym roku płyta “Hiraeth”. Do jej nagrania wykorzystano tradycyjne instrumenty jak arabską lutnię oud, perski santur, hinduskie perkusjonalia. W sesji wzięli udział muzycy pochodzenia arabskiego i perskiego (Jahiar Irani, Rasm Al Mashan).
Minifestiwal odbędzie się 20 sierpnia w warszawskim Parku Sowińskiego. Bilety na to wydarzenie są już dostępne na Knockoutprod.net/sklep.