W związku z odwołaniem europejskiej części trasy Sons of Apollo, w tym koncertu w ramach Prog in Park, festiwal zmienia lokalizacje na klub Progresja. W zastępstwie wystąpią Tides From Nebula.
– Sytuacja jest dla nas ciężka i jeszcze raz przepraszamy za zmiany w tegorocznym Prog In Park, ale fakt jest taki, iż z powodów niezależnych od nas wypadła jedna z dwóch gwiazd wieczoru jaką dla wielu uczestników było niewątpliwie Sons Of Apollo – piszą organizatorzy imprezy w oświadczeniu. – I stało się to na niecałe cztery tygodnie przed festiwalem, które są niezwykle kluczowe dla powodzenia, bądź co bądź świeżej i budującej swoją pozycję imprezy.
Anathema zbliża się do 30 roku istnienia. Trzecia dekada na scenie stuknie jej w 2020 roku. Kiedy wiele zespołów z takim stażem jedynie odcina kupony od minionej sławy, desperacko stara się utrzymać na powierzchni, powstała w 1990 roku w Liverpoolu kapela przeżywa swoje najwspanialsze chwile i jest w formie tak dobrej, jak nigdy wcześniej. Jedenasta płyta Anathemy, “The Optimist” (2017), została uznana za “Album Roku” podczas Progressive Music Awards, a na liście OLIS dotarła do wysokiej siódmej pozycji. To mówi wiele.
W Polsce Anathema cieszy się ogromną estymą fanów, którzy licznie pojawiają się na wszystkich koncertach Anglików.
Od lat nie ma trasy Brytyjczyków, która nie zahaczyłaby o Polskę. Zaczynali od doom metalu pożenionego z death metalem, ale w drugiej połowie lat 90. XX wieku odbyli podróż do łagodniejszej krainy dźwięków, którą eksplorują do tej pory.
Bliżej dziś Anathemie do Pink Floyd i solowego Davida Gilmoura oraz Katatonii niż wczesnego Paradise Lost. Ich obecna muzyka to mnóstwo emocji, piękne pejzaże malowane długimi dźwiękami, klimaty niczym z filmów oraz przejmujące historie w tekstach. Oraz to, za co fani Anathemę uwielbiają, całkowita szczerość i pasja, bijące z każdego wydawnictwa. Bracia Cavanagh dbają też o to, aby być blisko fanów, czuć ich wsparcie, bo dzięki nim mogli zajść tak daleko, jak zaszli w minionych kilku latach.
Vegard Sverre Tveitan, norweski kompozytor i multiinstrumentalista, którego świat metalu zna od ponad 25 lat pod ksywką Ihsahn, w październiku 2017 roku skończył zaledwie 42 lata, a wydaje się, że obecny jest w naszej, fanów pamięci od niepamiętnych czasów.
Wszystko przez to, że źle znosi nudę i jest tytanem pracy oraz wulkanem pomysłów. To Ihsahn w dużym stopniu odpowiada za oderwanie black metalu od sztampy jako główna kreatywna siła legendarnego Emperor. Wraz z małżonką przez kilka lat tworzył w ramach ciekawego tworu pod nazwą Peccatum. Swój wielki talent ujawnił też, chociażby w Thou Shalt Suffer.
Pochodzi z małego norweskiego miasteczka Notodden, położonego we wschodniej części jednego z najbogatszych państw świata. Ciekawostka, bliźniaczym miastem Notodden są polskie Suwałki. Od małego Ihsahn przejawiał ogromny talent muzyczny. Dość szybko opanował grę na gitarze i pianinie, a niedługo po tym, zaczął tworzyć własne piosenki. W wieku 13 lat na jego drodze pojawił się Samoth, z którym później stworzył Emperor. Zespół, który na trwałe zmienił oblicze black metalu. Rozpad Emperor spowodował, że Ishahn z powodzeniem zaczął tworzyć muzykę na własny rachunek. Muzykę, łączącą w sobie wiele elementów, jako że Norweg czerpie inspiracje z wielu źródeł, nie wyłączając nawet techno. Od połowy pierwszej dekady XXI wieku na koncie Ihsahna jest sześć solowych studyjnych płyt, z których ostatnią, znakomicie ocenioną “Arktis.”, będzie promować w Polsce. Gościnnie pojawił się na niej Matt Heafy z Trivium, a także Jorgen Munkeby z Shining.
Pochodzą z tego samego miasta, co jedna z gwiazd “Prog In Park”, Ihsahn.
Z legendarnym muzykiem Emperor większość Leprous nie raz stała na scenie, wspierając go podczas tras koncertowych. Z Ihsahnem łączą kwintet jeszcze fantastyczne umiejętności muzyczne i niebanalne pomysły na kompozycje. Dzięki nim Leprous jest dziś w czołówce zespołów, które należą do nurtu progmetalowego. Aczkolwiek w przypadku Norwegów określenie to jest z całą pewnością niewystarczające.
Choć wyraźnie słyszalne są w muzyce Leprous klimaty progmetalowe, norweska formacja bynajmniej nie trzyma się kurczowo tej stylistyki. Wprost przeciwnie. Czerpie również z metalu, symfonicznego rocka, jego alternatywnej odmiany, a wokal Einara Solberga, szczególnie na doskonałej ostatniej studyjnej płycie “Malina”, zapewne wielu skojarzy z tym, jak śpiewa Thom Yorke z Radiohead. Jest tu też trochę pięknych orkiestracji, świetnej, ilustracyjnej elektroniki i jeszcze wiele, wiele więcej kolorów. To sprawia, że słuchanie Leprous jest niczym pasjonująca podróż przez krainę, którą niby znamy, ale która w ostatnim czasie doznała interesujących zmian w krajobrazie.
“Malina” to pierwsze dzieło Norwegów (piąte studyjne w ogóle), które opiera się wyłącznie na czystych wokalach i pierwsze, na którym słychać grę nowego gitarzysty, Robina Ognedala.
Adam Waleszyński (gitara), Maciej Karbowski (gitara, instrumenty klawiszowe), Przemek Węgłowski (gitara basowa) i Tomasz Stołowski (perkusja) tworzą Tides From Nebula już od dekady. Warszawski zespół, który zdobył sporą popularność również poza Polską, proponuje muzyczne opowieści, nakreślone wyłącznie przy pomocy dźwięków. Dużą sztuką jest ściągnąć uwagę słuchacza samymi tylko dźwiękami, TFN udało się to na każdej z czterech studyjnych płyt.
Kwartet umie przyłożyć, umie wprowadzić sielankowy nastrój, świetnie czuje się, bujając w przestrzeni kosmicznej. To jakby dźwiękowy film, tylko bez podkładu wizualnego. Kinematograficzny klimat zapewne był jednym z czynników, który przyciągnął do Tides From Nebula samego Zbigniewa Presinera. Światowej sławy kompozytor muzyki filmowej współpracował z kapelą przy znakomitej płycie “Earthshine”. Nic nie ustępuje jej wciąż promowana przez TON “Safehaven” z 2016 roku (wysokie 13. miejsce listy OLIS).
Czechy plus Howard Phillips Lovecraft, plus metal równa się Postcards From Arkham. Właśnie u naszych południowych sąsiadów, w położonym niedaleko od polskiej granicy Hawirzowie, Marek “Frodys” Pytlik założył tak nazywającą się formację. Inspirowana twórczością genialnego pisarza, muzyką filmową, post rockiem i post black metalem czeska formacja, tworzy muzykę, w której jest miejsce zarówno na mnóstwo przestrzeni, jak i momenty bardzo brutalne.
Do tej pory na koncie Postcards From Akrham, który już parokrotnie grał w Polsce, są trzy pełnowymiarowe albumy. Ostatni, “Manta”, ukazał się w sierpniu 2017 roku, a promował go wideoklip do mistycznej i jednocześnie brutalnej piosenki “The Kvlt Ov Dream”. Sprawdźcie, bo warto. Zarówno album, jak i teledysk.
▸ Przeczytaj również: Demi Lovato poważnie chora – wystąpiły komplikacje!