Na swoim nowym albumie Lou Doillon odsłania więcej niż kiedykolwiek. „Soliloquy” – czyli monolog – szansa na głośne wyrażenie myśli głęboko tkwiących w człowieku.
– Zapragnęłam być bardziej bezpośrednia – wyjaśnia artystka.
▸ Przeczytaj również: Ariana Grande nosi tatuaż z błędem! Japoński napis…
– Poświęciłam więcej uwagi produkcji. Pracowałam z czterema producentami, w tym z Cat Power. Różne osoby, studia i energie sprawiły, że materiał wydaje mi się bogatszy niż w przypadku albumu, nad którym pracuje jeden człowiek. Połączyłam ekstrema – wyjaśnia Doillon.
Choć nad „Soliloquy” pracowało czterech producentów, to wciąż album Lou, z jej charakterystyczną bezpośredniością i intymnością oraz ekspresyjnym i niskim głosem.
Doillon przyznaje, że bardzo pomocne okazały się słowa Taylora Kirka z Timbre Timbre, który pracował z artystką nad „Lay Low”:
– Po skończeniu pracy nad tą płytą rozmawialiśmy i powiedziałam, że album musi odzwierciedlać to, jak później muzyka wybrzmi na koncercie. Taylor odpadł, że płyta to kreacja, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Podczas koncertów nieustannie ją zmieniasz. To dało mi do myślenia: przestań się tak patyczkować, liczy się to, co czujesz. Poczułam niesamowitą wolność. (…) Pomyślałam, że w takim razie popracuję z wieloma osobami i jeśli okaże się, że za bardzo oddaliłam się od samej siebie, wrócę do pierwotnej koncepcji.
▸ Przeczytaj również: Ashley Tisdale chce być kochana w wannie (WIDEO)
Pierwszy pracował nocą w małym magazynie, natomiast Dan trzymał się dziennych godzin pracy w swoim domowym studio w domku na francuskiej wsi.
Do współpracy Lou z Cat Power doszło dzięki… wiadomościom na Instagramie: – Napisałam do niej, a ona, ku mojemu zaskoczeniu, odpisała natychmiast. Rezultatem tej wymiany wiadomości jest piękny akustyczny utwór „It’s You”.
Nie chcesz przegapić żadnej plotki gwiazd czy wiadomości ze świata show biznesu? Dołącz do nas na Facebooku i Instagramie